O powrocie króla

Pocieszające wieści z kraju pozwoliły otrząsnąć się Janowi Kazimierzowi z przygnębienia, w które popadł w Głogówku. Króla do działania popychała niezłomna królowa, która jak wcześniej namówiła go do ucieczki, tak teraz nagliła do powrotu. „Królowa, prawdę rzekłszy, rzadko widzianego humoru, fantazji i wspaniałości niebiałogłowa pani. Różnymi sposobami królowa we dnie i w nocy animowała do poparcia wojny szwedzkiej, już zdesperowanego męża pobudziła, tudzież i innych senatorów przy boku króla będących”, napisał z uznaniem pamiętnikarz Jemiołowski, choć jej nie lubił. Założyła nawet mennicę, w której przetapiano jej klejnoty i precjoza, naczynia oraz wota kościelne ze srebra i złota na tynfy warte pół złotego. Jan Kazimierz zaś, jak to on, miotał się od nadziei do zwątpienia. Napisał dziejopis Wespazjan Kochowski: „Ciągle tylko powtarzał:

Nie nam, Panie, nie nam, lecz Imieniu Twemu daj chwałę.

Nieraz widziano go, jak w towarzystwie jednego tylko dworzanina całymi nocami modlił się leżąc na ziemi u podwojów kościoła w Głogówku”, prosząc Boga o radę. Nie omieszkał jednak przy okazji zalecać się do panny Schönfeld, dwórki z fraucymeru królowej, co pochłaniało mu równie dużo czasu, ile sprawy państwowe. Fagas Saint-Cyr spuszczał nawet dla króla drabinkę sznurową przez okno, by ten mógł złożyć sekretną wizytę, a znów raz gwardziści królewscy wzięli go, skradającego się chyłkiem korytarzem, za złoczyńcę i spuścili mu tęgie lanie. W wolnych chwilach martwił się o ojczyznę i zastanawiał, co ze sobą począć.

IMAGINACJA 11

Będąc w rozterce Jan Kazimierz zaprosił na naradę, oprócz królowej i dostojników, także dzielnych i zasłużonych żołnierzy, których dzięki sławnej Trylogii pana Sienkiewicza poznała cała Polska.

Radźcie, ichmościowie, mam-li wracać, czy nie pora jeszcze?

Ja jestem Roch Kowalski, a to jest pani Kowalska – powiedział co wiedział pan Roch Kowalski, z rozmachem uderzając w ukochaną szablę.

Gore mi! – zaskowyczał łapiąc się za głowę pan Andrzej Kmicic, który właśnie przybył z krzepiącymi wieściami spod Jasnej Góry, gdzie po bohatersku wysadziwszy wielką kolubrynę szwedzką, poszczerbion nieco został. A zostawił ci on na Litwie narzeczoną, pannę Oleńkę Billewiczównę, po którą wyciągał łapy zdrajca Bogusław Radziwiłł i pan Kmicic marzył o tym, by mu je obciąć razem z uszami i peruką.

Jędruś, ran twych nie godnym całować! Daj pyska! – zaszlochał gruby i jednooki pan Zagłoba, opój zawołany, osuszając kolejny dzban piwa, aby oleum prędzej podeszło mu do głowy. – Niezłe to „tyskie”, ale nie masz jak nasze „wareckie”.

„Mały rycerz”, szermierz niezrównany pan Wołodyjowski, nic nie rzekł, tylko ruszył groźnie wąsikami, co czynił zawsze, gdy sobie pomyślał, co pod jego nieobecność może zdziałać pan Charłamp z nadobną panną Anusią Borzobohatą. Ręce mu latały i chętnie wyciąłby kogo w pysk, najlepiej wiernego wachmistrza Sorokę, ale akurat nie miał go pod ręką.

Ociec, prać? – spytali podobni do zbójów bracia Kiemlicze.

Prać! – odparł stary Kiemlicz. – Ale na razie koszule, brudasy zatracone!

Zatem postanowione – rzekł król. – Mości panowie, jutro ruszamy!

Hej, szable w dłoń! – zawołali dzielni rycerze, dziarsko porywając się na nogi. – Na Szweda! Bij, zabij!

I zaśpiewali nową wersję znanej piosenki, ułożonej przez pana Waligórskiego:

Hej, szable w dłoń! Łuki w juki, a zadek bierz w troki.

Hajda na koń, okażemy się godni epoki!

Ruszamy w bój, by ojczyznę uwolnić od zbója.

Skandynaw zbój, nie zwycięży nas nigdy, tra-la-la!

20 listopada Jan Kazimierz wydał w Opolu uniwersał, czyli odezwę do szlachty, w której ganił jej tchórzostwo i zdradę (ale zapewniał darowanie wszelkich win), obiecywał swój rychły powrót i zachęcał do walki z wrogiem. […]

Komentowanie wyłączone