Groźny wesołek i seriozny Burczymucha

Trzeba przyznać Groźnemu, że miał zasługę dla ludzkości – zatrzymał wielki najazd Turków i Tatarów krymskich i zapobiegł opanowaniu przez wyznawców Allacha całej Europy wschodniej, choć Tatarzy zdobyli i spalili Moskwę. Gdyby mu się to nie udało, aż strach pomyśleć co by było – w dzisiejszych czasach widać najlepiej, do czego jest zdolny wojujący islam. A choć Moskale (a najbardziej sam car) obyczaje mieli na poły azjatyckie, to jednak na poły europejskie również. W gruncie rzeczy był Iwan dobrym, bardzo sprytnym politykiem, ale opinię szargało mu wschodnie okrucieństwo, tak że słusznie uchodził za wściekłe „zwierzę w postaci ludzkiej ukryte”. Istny niedźwiedź, który od dawna uważany jest za symbol Rosji.

Iwan IV Groźny, którego wujkiem był zbiegły do Moskwy (gdzie zgnił w więzieniu) litewski magnat kniaź Michał Gliński, wcześnie został sierotą. Miał zaledwie 3 lata, gdy odumarł go ojciec (Stefana ta przykrość spotkała w wieku roku), a niecałe 8 – matka. Ponoć bojarzy pastwili się nad nieletnim władcą i stąd jego paskudny charakter. Był podejrzliwy, nieufny i nieobliczalny. Łatwo zmieniał nastroje – od morderczego szału do głupkowatej wesołkowatości. Wtedy śpiewał, tańczył i innych do tego zachęcał, wybijając im rytm berłem na głowach. Miał swoiste poczucie humoru – kiedy były faworyt, dzielny wojak, schronił się przed jego gniewem wstępując do klasztoru, Iwan przyrzekł, że pomoże mu szybko dostać się do nieba. I jak obiecał, tak zrobił – kazał porwać nieszczęśnika, posadzić na beczce prochu i wysadzić w powietrze. Ale wolał masowe egzekucje na rozmaite sposoby, często poprzedzone torturami, a wielu ludziom sam pomógł opuścić ten padół. Po czym, podczas jednego z okresowych napadów pobożności, kazał sporządzić imienne listy własnoręcznie pomordowanych – a naliczono się 1505 nieboraków – i modlić się za ich dusze we wszystkich klasztorach. Aby wzbogacić pusty skarbiec carski i spokojnie obrabować miasto, kazał wymordować mieszkańców bogatego Nowogrodu, a gdy zdobył Połock – utopić wszystkich tamtejszych żydów.

Żaden władca europejski nie chciał okrutnikowi, do tego prawosławnemu, oddać córki za żonę. Zupełnie jak w bajce urządzał więc Iwan konkursy piękności (dziś rzeklibyśmy castingi) w samej Rosji. Po całym państwie rozchodził się ukaz carski i rozjeżdżali urzędnicy, aby oglądać kandydatki powyżej dwunastu lat, które ojcowie mieli obowiązek dostarczyć w wyznaczone miejsca. Po wstępnej selekcji kilkanaście setek najurodziwszych krasawic (piękności) sprowadzano do Moskwy, by car mógł osobiście wybrać najpiękniejszą, co zresztą odbywało się w kilku turach.

Tylko z pierwszą żoną, Anastazją, przeżył 13 lat aż do jej śmierci (urodziła mu trzech synów, ale najstarszy Dymitr umarł w niemowlęctwie, a najmłodszy Fiodor był nienormalny), potem żenił się coraz częściej (6 do ośmiu razy), poprzednie żony wysyłając do klasztorów (ale jedną utopił w stawie na drugi dzień po ślubie), a dzieci dusząc osobiście. Jedynego dorzecznego syna Iwana często grzmocił okutym jak oszczep długim berłem-posochem, aż w końcu zatłukł, praktycznie pozbawiając się następcy, bo Fiodor był półgłówkiem.

Od czasu do czasu popadał w dewocję i odgrywał mnicha, albo abdykował, czyli ustępował z tronu. Pewnego razu dla kaprysu na rok uczynił carem zależnego od siebie chana tatarskiego Symeona (Saina) Bułata Bekbułatowicza, a sam udawał zwykłego kniazia Iwańca Moskiewskiego, jak kazał się do siebie zwracać.

I oto ten wesołek Groźny miał przeciw sobie ponuraka Batorego, prawdziwego Stefka serioznego, czyli poważnego (na serio) jak mówią Rosjanie, który nie cierpiał „rzeczy błazeńskich”. Zapowiadała się wyjątkowa batalia: groznyj kontra serioznyj.

Powiadają, że aby zapobiec śmierci wielu żołnierzy i cywilów, przed wybuchem wojny Batory zaproponował Iwanowi pojedynek dla rozstrzygnięcia sporu o Inflanty. Iwan Groźny, który do odważnych nie należał, szermierzem też był kiepskim (ścinanie głów bezbronnym to jednak nie to samo), wyzwanie odrzucił, tłumacząc, że car jako władca dziedziczny stoi o wiele wyżej i nie wypada mu się bić z królem elekcyjnym. Nie chciał go nawet, jak wypadało, zwać „bratem”, a tylko „sąsiadem”. Na to Batory odrzekł ponoć tak:

„Przecież ja zacniejszy jestem, bo mnie cnota, a nie żywot kobiety, królem uczyniła”.

A gdy przyszła kryska na Matyska i Iwan gotów był uznać w Stefanie „brata”, król polski odparł, że bez łaski – woli Inflanty. I złośliwie posłał „sąsiadowi” książkę niemiecką opisującą jego zbrodnie. Poza tym Polacy nie uznawali tytułu cara (czyli cesarza), jaki gosudar (wielki książę) Iwan przybrał w 1547 r., po staremu nazywając go wielkim księciem, a nawet największy książę stoi niżej od króla, choćby elekcyjnego, nieprawdaż?

Iwan miał się więc szybko przekonać, że w poważnych sprawach nie ma z Batorym żartów, bo jak pisała pani Konopnicka w znanym wierszyku: „o większego trudno zucha, jak był Stefek Burczymucha”. I król Stefan, co nie lubił błaznów i „rzeczy błazeńskich”, ale na wojnie znał się doskonale. I nikogo się nie bał, no może z wyjątkiem królowej Anny, której unikał jak ognia (o czym jeszcze będzie mowa) i umykał przed nią gdzie pieprz rośnie, najczęściej na polowania, bo łowy uwielbiał i nawet najgrubszy zwierz nie był mu straszny…

 IMAGINACJA 3

O większego trudno zucha, jak król Stefan. Madziar z rodu, Polak z ducha.

Iwan? Ja nikogo się nie boję! Choćby niedźwiedź, to dostoję! Jeśli zechcę, dam mu radę, jakem Stefek! Zaraz na wyprawę jadę. I niech zginę, jeśli przegram z Moskwicinem!

Niemiec, Duńczyk, Szwed uparty, to są dla mnie czyste żarty!

Habsburg? Dajcie tylko mi łobuza, a rozsiekam jak harbuza!

Turczyn, Tatar? Te pantery i tygrysy na sztyk wezmę u swej spisy!

Magnat, panek? Też nowina! To jest tylko większa psina! Niech omija mnie z daleka, bo nie lubię, gdy kto szczeka!

I tak przez dzień Boży cały, zuch nasz trąbi swe pochwały. Zresztą całkiem zasłużone. Nagle przez drzwi uchylone zoczy żonę. Jak nie zerwie się na nogi, jak nie wrzaśnie z wielkiej trwogi. Pędzi jakby chart ze smyczy.

Gwałtu-rety! Monstrum! – krzyczy.

Potwór? – kanclerz się zapyta.

Ach, smok może! Albo diabeł. Miał kopyta, cztery nogi, paszczę taaaką! Przy tym rogi…

Gdzie to było?

Tam za drzwiami! Strasznie kłapał zębiskami!

Idzie kanclerz, służba cała. Patrzą… a tu myszka mała. Szara myszka (bez ogonka) – to królowa Jagiellonka! Jej wysokość stoi sobie i paznokciem we drzwi skrobie.

Komentowanie wyłączone