Jak Bona została zgładzona

Kiedy Bona już nacieszyła się pobytem w ojczyźnie, zapragnęła znów odgrywać pierwsze skrzypce w polityce. Miała nadzieję, że bratanek cesarza (Ferdynand właśnie został cesarzem po rezygnacji swego brata Karola), młody król Hiszpanii Filip II, uczyni ją swym namiestnikiem (albo nawet wicekrólem!) w należącym również do niego Królestwie Neapolu. Łudząc się tym pożyczyła mu (na 10% rocznie), ona – taka sknera!, prawie pół miliona dukatów. A gdy nic za to nie uzyskała, bardzo się rozczarowała i zaczęła nudzić w swym małym księstwie bardziej niż w Warszawie, zwłaszcza że odbyła już wizytę do ciepłych wód dla podleczenie reumatyzmu. Poza tym Zygmunt [August] listownie przeprosił matkę i zaprosił do Polski, obiecując zwrot jej dawnych włości.

Nie podejrzewała, ona – taka spryciara!, że jej los był przesądzony odkąd zaczęła przebąkiwać o powrocie do Polski, o czym doniosła Habsburgom zdradziecka pokojówka Marina d’Arcamone, zwana przez Polaków Marią Archamoną. Odtąd „arcykatolicki” król Filip jął przemyśliwać, jak zagarnąć jej gotówkę i posiadłości.

Główną rolę w spisku odgrywała rodzina Pappacodów: Franciszek, Artur i Jan Wawrzyniec (Giovanni Lorenzo), nazywany przez Polaków złośliwie Gryziogonem (od włoskiego pappare – żreć i coda – ogon). Ponoć starsza pani trochę się w nim podkochiwała (a wyssana z palca plotka głosiła, że nawet potajemnie go poślubiła) i dlatego mu tak ulegała – jeszcze na Mazowszu miał dostęp do jej pieczęci i papierów podpisanych przez nią in blanco, czyli nie zapisanych. Działając w interesie i na zlecenie króla Hiszpanii i Neapolu Filipa II, Pappacodowie (gryząc rękę i pierś, która ich karmiła) zobowiązali się zgładzić Bonę. Gryziogon pochwalił się potem w jednym z listów, „że przez śmierć królowej polskiej wywiązał się z obietnicy uczynionej dworowi króla Jego Mości katolickiego”.

Chodziło teraz o to, by podać królowej taką truciznę, by nie zabiła jej od razu, ale wprzód uczyniła bezwolną. Truciznę, zwaną balsamem- lub „proszkiem św. Mikołaja”, wybrał i podjął się zaaplikować osobisty lekarz Bony, Gian Antonio di Matera, w Polsce zwany Janem Maceratą. 63-letnia królowa trzymała się wciąż doskonale, aż tu raptem z początkiem listopada 1557 r. poczuła się gorzej i odtąd jej stan się pogarszał mimo starań aż 6 lekarzy, a najgorsze nadeszło 17 listopada…

IMAGINACJA 27

Tego dnia Gryziogon wezwał do siebie Jana Maceratę.

– Już czas – powiedział.

– Jestem przygotowany na każdą okoliczność – pochwalił się zdradziecki Macerata, pokazując butelkę z zatrutym winem. – To proszek św. Mikołaja dla Bony. A to – pokazał wyjętą z kieszeni małą flaszkę – odtrutka dla mnie.

– Dobrze wiedzieć – mruknął do siebie Pappacoda.

Weszli do komnaty, gdzie spała chora, u łoża mając niecną Arcamone..

– No, maestro, do dzieła! – zatarł ręce Pappacoda.

Lekarz nalał wina do kieliszka i obudził chorą.

– Najjaśniejsza pani, trzeba to wypić na wzmocnienie – rzekł z przymilnym uśmiechem.

Choć wyczerpana chorobą i od 10 dni podtruwana, Bona nie straciła całkiem dawnej czujności, poza tym nawet jej, zawsze otaczającej się pochlebcami, uśmiechy trojga sępów zgromadzonych u wezgłowia wydały się wyjątkowo nieszczere.

– Zgoda, ale ty też – rzekła.

Lekarz posłusznie nalał do drugiego szkła i wypili oboje.

– Co się tak gapicie? – burknęła Bona, widząc wpatrzone w siebie z napięciem sześcioro oczu, po czym nagle poczerwieniała, wzrok jej zmętniał i pogrążyła się w pół śnie, pół jawie.

– Gotowe – powiedział Macerata, z zadowoleniem podziwiając swe dzieło – w sam raz żywa, żeby nikt nic nie podejrzewał, i na tyle martwa, by być powolną. O mamma mia! – jęknął macając się po kieszeni. – Zostawiłem swoje antidotum! Biegnę, nim będzie za późno!

– I o to właśnie chodzi – powiedział Gryziogon, podstawiając nogę przebiegającemu obok lekarzowi. Medyk wyłożył się jak długi na śliskiej posadzce i stracił przytomność, której już nie odzyskał.

– Pamiętasz, co masz robić? – zapytał Pappacoda Archamonę. – To wołaj świadków: pazia Serafina, majordoma Jana, pisarczyka Romanello i Jana Barbiero. Nuże!

Przed wymienioną czwórką nic się mogło ukryć; paź Serafino w ostatnich dniach nie odstępował Bony na krok, a Mikołaj Mariusz Romanello pod dyktando Gryziogona spisywał fałszywy testament.

Marina wybiegła w pośpiechu, nie zauważywszy ukrytego za filarem signora Cezarego Fariny, który przybył na zamek w jakiejś sprawie i nagle stał się mimowolnym świadkiem morderstwa. Drżąc jak osika siedział więc jak mysz pod miotłą, dzięki czemu przeżył i mógł potem wszystko opisać.

Tymczasem Pappacoda zdążył usunąć z komnaty nieprzytomnego medyka, przysunąć do wezgłowia chorej stolik i położyć na nim gęsie pióro, kałamarz z inkaustem i przygotowany już wcześniej na podpisanym przez Bonę in blanco arkuszu testament. Jego treść ułożył osobiście były cesarz Karol V, jak mops nudzący się na emeryturze odkąd oddał synowi Neapol, Hiszpanię i obie Ameryki, a bratu cesarską koronę.

Akurat skończył przygotowania, gdy wróciła Arcamone z wezwanymi dworzanami oraz bratem Gryziogona, Franceskiem i notariuszem, Markiem Wincentym de Baldisem. Razem było więc 8 świadków.

Pappacoda na głos odczytał testament, który głównym spadkobiercą czynił Filipa II i wydziedziczał Zygmunta Augusta.

Nieszczęsna Bona wszystko słyszała i chciała zaprotestować, ale była sparaliżowana i nie mogła wydobyć z siebie głosu. Patrzyła tylko błagalnie na notariusza.

– Czy w rzeczy samej taka jest wola waszej wysokości? – spytał ją de Baldis.

Podła Archamona, która udając troskliwą samarytankę przysiadła blisko wezgłowia, wsadziła dyskretnie rękę pod poduszkę i poruszyła głową umierającej.

– Potaknęła, wszyscy widzieli! – zawołał z tryumfem Pappacoda.

– Musi jeszcze podpisać – burknął notariusz.

– Ja jej pomogę! – uczynnie wyrwała się donna Marina i manipulując dłonią chorej udała, że składa podpis na już podpisanym dokumencie, po czym pod czujnym okiem urzędnika podpisali się wszyscy obecni.

– Gotowe! – ucieszył się Pappacoda, porywając testament i zwrócił się do świadków, szerokim gestem ogarniając wyposażenie komnaty: – No to do dzieła, panowie i panie, teraz to wszystko wasze!

Podczas gdy obecni na wyprzódki rabowali co się dało, Jan Wawrzyniec szepnął do brata Franciszka, wsuwając mu testament za pazuchę:

– Biegnij ile sił w nogach i oddaj to signorowi Brocardo – książę Persico Brocardo był jednym z dwóch posłów, których specjalnie do Bari przysłał król Filip, aby spróbowali porozumieć się z Boną. – Za podanie mu jak na tacy księstw Bari i Rossano król Filip nas chyba ozłoci!

Następnie wezwał do siebie ową czwórkę dworzan-świadków.

– Panowie – rzekł nalewając do pięciu kieliszków – zostało mi trochę wybornego wina. Wypijmy zatem za spełnienie naszych pragnień!

Ponieważ sam dał dobry przykład, wypili bez obaw. A kiedy odeszli, wyjął z kieszeni flakonik z ową odtrutką, której nie pozwolił zażyć Maceracie i wypił do dna.

– No – mruknął do siebie z zadowoleniem – teraz jest już naprawdę po wszystkim.

Kiedy nie udało się namówić Bony do oddania jej dóbr Filipowi, Pappacoda przygotował fałszywy testament i namówił osobistego lekarza królowej, Maceratę, do podania jej trucizny. Ale podejrzliwa Bona kazała medykowi też wypić część mikstury. Ponieważ był na to przygotowany, popędził zażyć antidotum, czyli odtrutkę, lecz uniemożliwił mu to Pappacoda, chcąc się pozbyć świadka. Otumaniona i półprzytomna Bona podpisała testament (z pomocą zdradzieckiej dwórki Arcamone, która ponoć sprytnie poruszała jej głową i ręką), mocą którego księstwa Bari i Rossano otrzymał Filip II hiszpański, a Zygmunt tylko gotowiznę i ruchomości. […]

Komentowanie wyłączone