Trzeba nic

Od czasu ślubów czystości Jadwiga [Śląska] jeszcze więcej czasu spędzała na modłach, aż wreszcie zamarzył się jej własny klasztor, tylko że Henryk [Brodaty] nie bardzo kwapił się do jego budowy.

Jakoś w tym czasie Henryk, bawiąc na łowach pod Wrocławiem, zapadł się nagle w grzęzawisko. Pogrążał się w nim coraz głębiej i głębiej, znikąd nie mogąc oczekiwać ratunku, gdyż służba gdzieś się zapodziała. Wówczas to, cały w strachu (jak trwoga, to do Boga!), wezwał na pomoc Najwyższego i obiecał, że w podzięce za wybawienie z opresji „założy jak najszybciej klasztor żeński”. No i dobry Bóg pozwolił mu się uratować, lecz Henryk, ledwo wylazł z topieli, zaraz zapomniał o przyrzeczeniu, a tym łatwiej mu to przyszło, że składał je bez świadków. Takim okazał się krętaczem i niewdzięcznikiem!

Zapomniał jednak i o tym, że jego świątobliwa żona miała dar jasnowidzenia i o wszystkim już wiedziała. Zaraz wzięła zapominalskiego Henryka na spytki i, słowo po słowie, wydobyła z niego przyznanie się do ślubowania i obietnicę pobudowania klasztoru.

IMAGINACJA 14

Ledwo Henryk, wytaplany w błocie jak nieboskie stworzenie, powrócił z niefortunnych łowów i miał zamiar chyłkiem przemknąć do swoich komnat, gdy jak spod ziemi wyrosła przed nim Jadwiga, która spoglądając nań surowo, zagadnęła tonem nie wróżącym nic dobrego:

– Heniu, zdaje mi się, że coś obiecywałeś?

– Ja, proszę Jadzi? Nic, daję słowo.

– Nie kłamiesz, Heniu? Lepiej przyznaj się, kochanie!

– Jak Jadzię kocham, proszę Jadzi, że nie kłamię!

– Oj, Heniu, kłamiesz! Bóg wszystko widzi, bój się Boga!

– To już się lepiej przyznam, Jadziu droga…

Całkiem jak w wierszyku pana Tuwima „O Grzesiu kłamczuchu i jego cioci”, prawda?

Nie mając już żadnej wymówki, nakazał Henryk rozpocząć budowę klasztoru żeńskiego (reguły cysterskiej ku czci i pod wezwaniem św. Bartłomieja apostoła) dla 100 zakonnic. Budowano z najlepszej cegły przez 15 lat, a koszt wyniósł aż 30 000 grzywien polskich! Było to możliwe dzięki temu, że księżna zrzekła się na rzecz budowy swego wiana, a poza tym, za co chwali ją Długosz, „nie pozwalała wykonywać wyroku na żadnym złoczyńcy, splamionym jakąkolwiek zbrodnią, a skazanym na śmierć przez Henryka lub jego urzędników i sędziów. Każdego z nich posyłała na roboty przy klasztorze w Trzebnicy, aby odpowiednio do popełnionej winy odpokutował występek, którego się dopuścił, krócej lub dłużej, cięższą lub lżejszą pracą”. Najgorsi zbóje unikali w ten sposób kary, aż wreszcie Henryk zakazał wpuszczać Jadwigę do więzień.

A kiedy klasztor stanął, Henryk zapytał zakonnic, czego im jeszcze trzeba, one zaś (kulawą polszczyzną) odparły, że niczego. Dlatego Henryk nazwał ową miejscowość Trzebanic (dziś Trzebnica pod Wrocławiem). […]

Komentowanie wyłączone