O smoku wawelskim

Intruz nękający Kraka i naszych przodków był jednym z ostatnich smoków i nazywał się Holofagus, czyli Całożerca, bo paszczę miał tak wielką, że połknięcie w całości człowieka lub wołu nie sprawiało mu najmniejszej trudności. Tak przynajmniej twierdzi [kronikarz] Kadłubek:

„Był bowiem w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, którego niektórzy zwać zwykli Całożercą. Żarłoczności jego każdego tygodnia według wyliczenia dni należała się określona liczba bydła. Jeśliby go mieszkańcy nie dostarczyli, niby jakichś ofiar, to byliby przez potwora pokarani utratą tyluż głów ludzkich.”

Niedola ludu bardzo leżała na sercu Krakowi, jednak jako wybitny polityk nie miał sumienia narażać swej bezcennej dla ogółu osoby, przeto wezwał do siebie swoich dwóch synów i tak przemówił do nich:

– „Dobro obywateli, obronione i zachowane, do wiecznych wchodzi triumfów. Nie należy bowiem dbać o własne ocalenie, ilekroć zachodzi wspólne niebezpieczeństwo. Wam przeto, wam, naszym ulubieńcom, których tak jednego, jak i drugiego wychowaliśmy według naszych umiejętności, wam przystoi wystąpić do walki z nim, ale nie wystawiać się zbytnio, jako że jesteście połową naszego życia, którym należy się następstwo w tym królestwie”.

Na to synowie (z zapałem):

– „Zaiste, można by nas uważać za zatrutych pasierbową nienawiścią, gdybyś nam pożałował tak chlubnego zadania! Do ciebie należy władza rozkazywania, do nas – konieczność posłuchu”.

Za czym bracia (starszy ponoć też Krakus, zaś młodszy – Lech), bardzo zmyślni młodzieńcy, wymyślili podstęp dla zgładzenia Holofaga. W miejsce żywych zwierząt podrzucili bestii skóry bydlęce wypchane siarką i smołą. „I skoro połknął je z wielką łapczywością Całożerca, zadusił się od buchających wewnątrz płomieni”. Zaś niegodziwy młodszy brat Lech postanowił przy okazji rozstrzygnąć sprawę następstwa tronu (którą ojciec nieopatrznie poruszył wysyłając synów w bój) i zamordował starszego Krakusa, winą obarczając smoka.

Tak opowiedział tę straszną historię mistrz Wincenty, jednak późniejsi pisarze stworzyli co najmniej kilka innych jej wariantów.

IMAGINACJA 2

Założywszy gród Kraków siedział sobie razu pewnego Krak przed kominkiem w świetlicy wawelskiego dworzyszcza, zażywając zasłużonego odpoczynku, gdy wtem zamek zadrżał w posadach i rozległ się okropny ryk dobiegający gdzieś z wnętrza skały. Podskoczył Krak na tronie, aż złota korona spadła mu na nos.

– Kurczę blade! – zawołał gniewnie. – A to co za licho? Przecież pod naszą szerokością geograficzną nie zdarzają się trzęsienia ziemi!

Po czym posłał po uczonego żercę, czyli pogańskiego kapłana, by objaśnił naukowo niepokojące zjawisko.

Żerca ów przemieszkiwał u podnóża wawelskiego wzgórza w drewnianej gontynie, czyli pogańskiej świątyni poświęconej bożkowi Światowidowi o czterech obliczach, którego posąg stał przed świątynią (i do dziś dnia można go tam oglądać!). Głównym zajęciem żercy było pilnowanie

by gołębie i inne ptactwo nie profanowało zabytku, ubocznie zaś prowadził działalność naukowo – badawczą. Na przykład wróżył z wnętrzności zwierząt ofiarnych.

Przybywszy na wezwanie do zamku przyłożył ucho do skały, chwilę nasłuchiwał, po czym poskrobał się w głowę, pogładził brodę, upił piwa z dzbana, resztkę piany zdmuchnął na ławę, rozmazał pianę po blacie i wpatrując się w powstałe esy-floresy, rzekł:

– Nie ma wątpliwości. Smok!

– Smok w IX wieku! – zaśmiał się szyderczo Krak, który miał materialistyczny stosunek do rzeczywistości. – Co ty pleciesz, kapłanie, skoro każde dziecko wie, że smoki wyginęły dobre 100 milionów lat temu!

– Nie sto, tylko 70 – uściślił żerca.

– Nieważne, grunt, że w kredzie, a ta skała jest właśnie kredowa.

– W kredzie, owszem. Ale skała jest jurajska – poprawił żerca księcia.

– Kredowa!

– Jurajska!!

– Kredowa!!!

– Jurajska!!!!

– Niech ci będzie – ustąpił Krak, słusznie czyniąc, gdyż każde dziecko wie, że od Wawelu po Jasną Górę rozciąga się słynna Jura Krakowsko-Częstochowska. – Ale to nie tłumaczy, skąd on się tu wziął?

– Z jaja, oczywiście – wyjaśnił naukowiec. – Toż to będzie sensacja na skalę światową!

– Mam myśl! – zapalił się Krak. – Założymy park jurajski! To ci dopiero atrakcja turystyczna! Zbijemy na tym fortunę!

Ale żerca ostudził zapał księcia.

– Co prawda smoki na co dzień jadają bydło i barany, ale do świątecznych posiłków należy im dodawać dziewice. Obawiam się, że na pierwszy ogień pójdzie królewna Wandeczka, jako najdorodniejsza i najpożywniejsza ze wszystkich dziewic.

W Kraku zawrzała krew rodzica.

– Po moim trupie! Ubiję gada! – zawołał, porwał miecz ze ściany i podążył do wejścia do Smoczej Jamy, tam gdzie dziś zaczyna się zwiedzanie.

Im bardziej się przybliżał do celu, tym wolniej szedł, aż stanął całkiem i jął dumać politycznie: „Córka córką, ale mam przecież zobowiązania wobec całego ludu. Cóż poczną sieroty beze mnie? Gdzie znajdą drugiego tak dobrego, szlachetnego, mądrego i walecznego władcę? Nie, jako głowa państwa nie mogę się kierować prywatą. Muszę myśleć o dobru kraju!”

Po czym wrócił do świetlicy, odpasał miecz i wysłał do grodu herolda z następującym orędziem: „Kto wymyśli sposób na smoka, ten dostanie pół królestwa i rękę królewny na dokładkę”.

I usiadłszy wygodnie przed kominkiem, jął czekać na odzew.

Najpopularniejsze z późniejszych wersji tej legendy zasługę zabicia smoka przypisują bądź samemu księciu Krakowi, bądź sprytnemu szewczykowi imieniem Skuba. […]

Komentowanie wyłączone