Jak zajączek mądrala zrobił lisa na szaro

Działo się to w tych pradawnych czasach, gdy wszystkie lisy były jeszcze wyłącznie rude. W pewnym lesie mieszkał wówczas chytry lis Ildefons i ubogi zajączek Mądrala. Lis Ildefons był znanym oszustem. Kantował na giełdzie, przy kartach, na zakupach, słowem wszędzie i tak się przy tym dorobił, że postawił sobie najbardziej luksusową norę w całym lesie, nie licząc pałacu króla zwierząt Lwa, oczywiście. Słusznie zatem zażywał sławy poważnego biznesmena i cieszył się powszechnym szacunkiem. Nie tak, jak zajączek Mądrala, który cudze dzieci uczył w leśnej szkole, niczego się nie dorobił i nie mógł świecić innym dobrym przykładem życiowej zaradności. Wręcz przeciwnie – wyśmiewano się z jego ubóstwa, strasząc nim małe dzieci: „Spójrz na tego zająca, jak będziesz się uczył tyle co on, też tak skończysz!”

Zajączek jakoś to znosił do czasu, aż się zakochał. Wybranką jego serca została urocza Kicajka. Niestety, majętni rodzice Kicajki słyszeć nawet nie chcieli o takim zięciu. Mówili mu:

-Jak śmiesz żebrać o rękę naszej Kicajki, hołyszu jeden?! Nie dla psa kiełbasa, nie dla szaraka delicje! Ile ty zarabiasz? Dziesięć marnych marchewek tygodniowo! A nasza delikatna Kicajka takiego paskudztwa do pyszczka nie bierze! Dla niej kalarepka, sałatka, ostatecznie kapusta, ale włoska. Widzisz więc, że Kicajka nie dla ciebie. Idź sobie i nie zawracaj nam głowy. O, taki lis Ildefons, oto godny Kicajki kawaler!

Zajączek Mądrala chodził odtąd jak struty i ze złamanym sercem. A co gorsza wiedział, że rodzice Kicajki mają rację i młodych dzieli wielka przepaść socjalna. Jego zbędna uczoność ciążyła mu niczym kamień młyński u szyi, toteż zrozpaczony postanowił wreszcie wykorzystać ją do czegoś sensownego i utopić się w pobliskim stawie.

Na szczęście w ostatniej chwili przypomniał sobie o kuzynie, który miał dość rozsądku, by zdobyć świetną posadę nadwornego błazna. Zaprosił więc możnego krewniaka do siebie i przerobiwszy swoje miesięczne marchewkowe dochody na soczek, uraczył nim trefnisia serdecznie. Pod wpływem soczku kuzyn zrobił się wylewny i Mądrala bez trudu wydobył z niego wiele ściśle tajnych dworskich sekretów.

Nazajutrz skoro świt zajączek Mądrala wygładził futerko, przyczesał wąsy i dziarsko podreptał…prosto do jamy pana lisa Ildefonsa! Zatrzymawszy się przed kuchennym wejściem, zajączek nieśmiało nacisnął dzwonek. Po długiej chwili usłyszał człapanie, drzwi uchyliły się i stanął w nich lis Ildefons w bonżurce. Na widok Mądrali skrzywił się i burknął:

– Czego?

-Mam interes, sąsiedzie – wykrztusił zajączek Mądrala miętosząc w łapkach czapkę z daszkiem i otworami na słuchy, czyli uszy.

-Doprawdy? – zaśmiał się szyderczo Ildefons, po czym spytał rzeczowo: – Złoto? Dolary? Akcje ?  Obligacje?

Nnie. . .

No, to czego mi głowę zawracasz?! – huknął zniecierpliwiony Ildefons i już miał zatrzasnąć drzwi, gdy zajączkowi udało się wyszeptać: -Mam przeciek…

Lis Ildefons błyskawicznie wystawił głowę na zewnątrz, rozejrzał się bystrze dookoła, powęszył czujnie, po czym gwałtownym ruchem wciągnął zajączka do środka i zatrzasnął drzwi.

– Gość w dom, Bóg w dom. Proszę, proszę, miły sąsiedzie, pan spocznie -uśmiechając się fałszywie zachęcił zajączka do zajęcia miejsca w fotelu przy kominku.- Może koniaczku?

Nie czekając na zgodę zajączka, nieomal siłą wcisnął mu lampkę do łapki i nalawszy również sobie, zajął miejsce naprzeciwko gościa. Wyszczerzywszy zęby w lisim uśmiechu, spytał:

-Skąd ten przeciek?

-Z ministerstwa skarbu.

Ildefons mało nie udławił się koniakiem.

-A pewny? – wychrypiał drżąc z emocji.

Najpewniejszy.

No to wal pan!

Ale dzielimy się równo? – upewnił się Mądrala.

Jasne. Pół na pół. Masz to jak w banku, jakem lis.

Uścisnęli sobie łapy.

Złota gęś żyje!- wypalił zajączek.

Nie może być!- zdumiał się Ildefons.

Kilka lat temu, zbuntowane z powodu szerzącej się w lesie nędzy, wszystkie zwierzęta zgodnym wysiłkiem obaliły chciwego tyrana, Rykolfa XIII, i wyniosły na tron jego poczciwego bratanka Strachajłłę I, który w odróżnieniu od poprzednika brzydził się bogactwem i przepychem i już w pierwszym swoim dekrecie ogłosił rozparcelowanie majątku państwowego między obywateli, równo i sprawiedliwie. Skarbem państwa zaś, zawłaszczonym przez poprzednich władców na prywatny użytek, była cudowna złota gęś, znosząca co dzień jedno złote jajo. Powołany na stanowisko ministra skarbu wilk Zębaty miał dopilnować, aby każdego dnia jedno zwierzę, najmniejszych nie wyłączając, otrzymywało złote jajo na swoje potrzeby. Niestety, prawie natychmiast, w ślad za pierwszym, wyszedł drugi dekret królewski z żałobną wiadomością, że złota gęś zdechła z powodu starości i odtąd wszystkim przyjdzie równo dzielić się biedą. Lud przyjął orędzie ze zrozumieniem, gdyż tak było sprawiedliwie.

Dlatego lis Ildefons z niedowierzaniem przyjął rewelacje zajączka Mądrali.

– Złota gęś żyje – upierał się zajączek.- Wilk Zębaty trzyma ją w swojej komórce i ponoć udało mu się zmusić biedaczkę do wyrabiania 200 % normy…

-Nie rozumiem- wyjąkał lis Ildefons, który ogólnie był dość tępy, znał się jedynie na interesach.

-No, znosi teraz dwa jaja dziennie – wyjaśnił cierpliwie zajączek. – Co miesiąc wilk Zębaty ukradkiem po nocy przemyca urobek do pałacu i wszyscy dostojnicy dzielą się nim po równo.

– Eeee -skrzywił się Ildefons.-Ten przeciek jest do kitu. Przecież wszyscy wiedzą, że dostojnicy państwowi świecą przykładem skromności. Żaden nie ma nawet porządnej willi, chodzą na własnych łapach, futer na zimę nie zmieniają…

-He, he. Nie wierz pan w te bajki – zaśmiał się drwiąco zajączek Mądrala i upił solidny łyk koniaku. – Raz do roku dyrektor leśnego banku, niedźwiedź Brzuchaty, osobiście przewozi nagromadzone bogactwo do Szwajcarskiej Puszczy. A jak pan myślisz, czemuż to nasi dostojnicy tak często i chętnie jeżdżą za granicę? Bo mają swoje konta w tamtejszych bankach, ot co! I używają z nich do woli.

Rozparł się wygodnie w fotelu, założył skoka na skoka i z zadowoleniem przyglądał się rozdziawionemu ze zdumienia pyskowi lisa.

-O rety ! -westchnął Ildefons.

-Cóż pan w związku z tym proponujesz?

-Jak to co? Trzeba ukraść wilkowi Zębatemu złotą gęś! Skoro oficjalnie zdechła dawno temu, nie ośmielą się ogłosić jej zniknięcia. Sprawa jest absolutnie bezpieczna.

-Rety! -westchnął po raz drugi lis Ildefons, tym razem patrząc na zajączka z podziwem. – Genialne !

Zaraz jednak zmarkotniał.

-Nic z tego. Wilk Zębaty to straszny zbój i nie dopuści nas do domu na milę, o wyciągnięciu łapy nie mówiąc.

-Spokojna głowa -uspokoił go Mądrala.-Wilk Zębaty odnosi dziś w nocy utarg do pałacu. Wtedy ja odwrócę uwagę pani wilkowej, a ty w tym czasie ukradniesz gęś. W razie wpadki będę cię krył.

-Zgoda- powiedział lis nawet nie zauważywszy, że zajączek Mądrala zdążył z nim przejść na ty. -To do wieczora.

– Do wieczora- powiedział zajączek i pożegnał się z lisem.

Kicając do swojej norki zacierał łapki i mówił do siebie:

– No i co, głupi lisie Ildefonsie, zachciało ci się mojej Kicajki? To poczekaj, ja cię jeszcze urządzę! I siebie przy okazji…

***

Na długo przed umówionym spotkaniem z lisem Ildefonsem, zajączek Mądrala pokicał do domu państwa wilkostwa. Na ławeczce przed skromnie prezentującą się jamą siedziała pani ministrowa wilkowa i robiła sweter na drutach dla swego marnie zarabiającego małżonka. Tak w każdym razie myślały leśne zwierzęta i wilkostwo cieszyli się w lesie opinią nieco pomylonych z powodu swej skromności i uczciwości, aczkolwiek sympatycznych z tego powodu, choć przy tym niedostępnych. Nikt u nich nie bywał, wszyscy się ich bali, ponieważ z pomylonymi należy postępować uważnie, a najlepiej omijać ich z daleka, więc nagłe wtargnięcie zajączka bardzo wzburzyło panią wilkową. Wyszczerzyła nań nawet groźnie kły.

-A ty tu czego?- warknęła mało zachęcająco.

-Straszne rzeczy, moja pani! -zawołał zajączek Mądrala. -Złota gęś jest w wielkim niebezpieczeństwie. Chcą ją ukraść!

-Jaka złota gęś?- spytała wilkowa udając głupią.

-Ta, którą ukrywacie w waszej komórce.

-A ty skąd o tym wiesz, złociutki? Przecież to tajemnica państwowa- rzekła słodko wilkowa, zastanawiając się jak najporęczniej chapnąć zajączka-od strony

głowy, czy od ogonka. W końcu zadecydowała, że od głowy, bo wtedy nie zdąży narobić hałasu.

Ale zajączek czytał w jej myślach jak w otwartej księdze, bo nie darmo umiał czytać ze zrozumieniem.

-Nawet o tym nie myśl – ostrzegł wilkową- zabezpieczyłem się, a poza tym można mnie kupić i będę milczał jak grób.

Wilkowa Zębata pomyślała sobie, że grób dla zajączka Mądrali w jej brzuchu byłby najlepszym rozwiązaniem kłopotu, ale z żalem odrzuciwszy ten pomysł, spytała rzeczowo:

-Ile?

-Nie jestem chciwy- rzekł skromnie zajączek. –Cały worek złotych jaj.

Pół worka- rzekła wilczyca Zębata.

– Dwa – rzekł twardo Mądrala.

– Niech będzie cały – machnęła ręką zrezygnowana wilczyca. – A teraz mów, kto chce ukraść złotą gęś?

-Ten łotr lis Ildefons, oczywiście. Próbował wciągnąć mnie do współpracy i musiałem udać, że się zgadzam, dlatego nie możesz mnie zdradzić przed lisem, gdy wpadnie w wasze łapy.

-Kiedy ma nastąpić kradzież?

-Dzisiejszej nocy.

-Rety ! -zawołała wilkowa. -A mąż właśnie udał się do pałacu i jestem sama. Co robić?!

-Nic się nie martw. Musisz tylko przebrać się za złotą gęś i zaczaić się w komórce na lisa. Jest tak głupi, że na pewno da się nabrać. Złapiesz go i wybijesz mu z głowy głupie pomysły, a ponieważ tylko my dwaj wiemy o złotej gęsi, więc wasz sekret się nie wyda.

-Dziękuję ci, Mądralo- ucieszyła się Zębata. – Uczynię jak radzisz. Dobry i uczciwy z ciebie szarak, będziemy o tym pamiętać.

-Drobiazg – machnął łapką zajączek Mądrala. -Zawsze powtarzam, że uczciwość popłaca.

To mówiąc zarzucił sobie z trudem wór ze złotymi jajami na grzbiet i wrócił do swej norki, po czym pokicał do lisa Ildefonsa i razem wyruszyli na złodziejską wyprawę. Zajączek został na czatach, a lis zakradł się do komórki. Po chwili do słuchów zajączka dobiegły stamtąd odgłosy razów i rozpaczliwe wrzaski Ildefonsa. To wilkowa Zębata wybijała lisowi, bynajmniej nie z głowy, wszelką myśl o zawładnięciu złotą gęsią, czy choćby powiedzeniu o jej istnieniu komukolwiek. Kiedy zmaltretowany lis Ildefons wyrwał się wreszcie z łap wilczycy, pognał co tchu do swej nory lizać rany. Zajączek za nim. A gdy biedny chytrus moczył obolałe siedzenie w wannie wypełnionej zimną wodą, zajączek zapytał:

-Gdzie gęś?

– A niech to gęś kopnie ! -zawołał Ildefons. -To nie gęś była, ale jakiś potwór! Wchodzę ci ja do komórki i widzę – jest złota gęś! Siedzi w kącie i znosi złote jajo. Skradam się zatem i łaps ją za szyję, żeby nie wrzeszczała. A ta mnie buch w żołądek, potem pięścią w głowę , potem kułakami gdzie popadnie. Ledwie z życiem uszedłem! Nie chcę już słyszeć o żadnej złotej gęsi i tobie radzę zrobić to samo. Zapomnij o niej.

– Ty ofermo! – naskoczył na niego Mądrala.-To ja czuwam, żeby ci zabezpieczyć tyły, z narażeniem życia odwalam najgorszą roboty, a ty dajesz się zrobić w konia głupiej gęsi?! Wstyd!

-Masz rację- powiedział zawstydzony lis Ildefons. -Poszkapiłem sprawę, ale następnym razem pójdzie nam lepiej.

-Mam nadzieję – odparł zajączek Mądrala. -Wkrótce przyjdę nadać ci nową robotę.

– Będę czekał – zapewnił go lis i pożegnali się.

Wielce z siebie rad, podśpiewując pod nosem piosenkę, wrócił zajączek do swej ubogiej norki napawać się widokiem sterty złotych jaj zdobytych uczciwą pracą szarych komórek. Nazajutrz sprawił sobie nowe meble do domu, eleganckie nowe futerko dla siebie, złotą kolię dla Kicajki i jeszcze sporo złota mu zostało. Zaczął też bywać na rautach w pałacu, ponieważ wpływowy minister Zębaty na różne sposoby okazywał mu swoją życzliwość. Od tej pory mieszkańcy lasu kłaniali się zajączkowi już z daleka, a ojciec pięknej Kicajki powiedział nawet do swej żony:

-Hmmm…Z tego Mądrali będą jeszcze ludzie, wspomnisz moje słowa. Niepotrzebnie wtedy tak mu nagadałem…

***

Po tygodniu zajączek Mądrala znów odwiedził lisa Ildefonsa. Lis otworzył drzwi i aż zbaraniał ze zdumienia, bo proszę – niby ten sam szarak stoi w progu, a jednak nie ten sam. Na głowie cylinder, który Mądrala niedbale przyklepuje od czasu do czasu trzcinową laseczką, tors opina mu fraczek skrojony bez zarzutu przez najlepszego w lesie krawca Jeża, na palcach skrzą się wielkie złote sygnety.

-Cześć! -powiedział niedbale zajączek i podał lisowi cylinder do powieszenia, po czym rozparł się wygodnie w fotelu i bez pytania zapalił cygaro wyjęte ze złotej cygarniczki.

-Szanowny kolega jakiś odmieniony…- wybąkał lis Ildefons onieśmielony.

-Ba! – zajączek machnął łapką lekceważąco. -Zarobiło się na tym i owym co nieco. Jeśli kolega chce, to mam właśnie do zaproponowania wspólny interesik.

-Chcę, bardzo chcę!- krzyknął zachwycony lis.

-A więc słuchaj pan- zaczął zajączek Mądrala. – Dziś w nocy niedźwiedź Brzuchaty jak co miesiąc będzie przewoził zaoszczędzone przez rząd państwowe złoto do Szwajcarskiej Puszczy, przemykając dla niepoznaki zwykłą pocztową karetą przez najciemniejszy las, żeby leśnemu ludkowi nie dawać pola do domysłów i sam nią powożąc dla ostrożności. Wystarczy zaczaić się na niego w środku lasu i całe złoto nasze. Ty robisz napad, ja cię ubezpieczam i w razie czego zapewniam alibi…

-Co takiego?

-Ale z ciebie głupek – westchnął zajączek. -Alibi to takie lipne poświadczenie, że niby byłeś zupełnie gdzie indziej, kiedy wydarzyło się coś złego. Jasne? Łup podzielimy pół na pół, choć jak zwykle na mnie przypadnie najgorsza robota, ale niech tam… No jak, wchodzisz w to?

-Oczywiście geniuszu, dobroczyńco mój ty kochany- załkał wzruszony lis Ildefons i chciał pocałować zajączka w skoka.

-No, no, nie trzeba, mój poczciwcze – wzbraniał się zajączek. – Aha, byłbym zapomniał. Kopyto masz?

-Co?- nie zrozumiał Ildefons, który nie dość, że nie miał żadnego wykształcenia, to ogólnie też był dość tępy i nawet przestępczej terminologii sobie nie przyswoił.

-No, pistolet- wyjaśnił cierpliwie Mądrala.

-A! Pewnie, że mam.

Zajączek uważnie obejrzał przyniesione przez lisa kopyto, po czym zwrócił broń Ildefonsowi.

-Tylko nie zapomnij go zabrać ze sobą- przypomniał.- No, to do północy.

Kiedy za zajączkiem zamknęły się drzwi, lis Ildefons wydobył z dna kufra czarną maskę. Do niej i pistoletu odziedziczonego po tatusiu miał wielki sentyment, ponieważ te dzięki nim został zamożnym i ogólnie szanowanym obywatelem. Nie doszedł jednak do naprawdę wielkich pieniędzy, był bowiem tylko prymitywnym gangsterem i nie należał do mafii, gdyż nie miał wysoko postawionych znajomych.

***

Nastała noc. Nie było słychać nic oprócz ciszy. Ani liść nie zaszeleścił, ani puszczyk nie zahukał. Leśny dukt jaśniał w blasku księżyca, wokół zaś czaiła się nieprzenikniona ciemność. Nagle w dali dał się słyszeć turkot kół. Niedźwiedź Brzuchaty niemal nie zemdlał ze strachu, gdy zajączek wskoczył na kozła.

-Nic się pan nie bój!- zawołał.- Biegłem co sił, specjalnie by pana ostrzec.

-Ostrzec? A przed czym?- zapytał Brzuchaty, spoglądając na intruza nieufnie.

-O milę stąd siedzi w krzakach przy drodze ten okropny lis Ildefons i chce panu odebrać złoto, o którym się jakimś sposobem dowiedział.

-Coś takiego!- zawołał wzburzony niedźwiedź.-A ty skąd wiesz o wszystkim? -dodał marszcząc czoło.

-Przypadkiem. Zażywałem akurat wieczornej przechadzki, kiedy wpadłem na zaczajonego lisa. Aby uratować życie musiałem udać, że zgadzam się na współudział w napadzie, więc wysłał mnie na zwiady.

-Co robić? Co robić?- załamywał łapy niedźwiedź Brzuchaty, który odwagą nie grzeszył, rozumem zresztą też nie, a swoje dochodowe stanowisko zawdzięczał wysoko postawionym znajomym.

-Jedź pan dalej i nic się nie bój – pocieszył go Mądrala.-Tylko zaczekaj chwilę, żebym zdążył powiadomić lisa, że nadjeżdżasz. A kiedy lis skoczy na ciebie, sprawisz mu takie lanie, że odechce mu się wszystkiego, a o złocie zapomni i nie piśnie nikomu.

-A jak lis będzie uzbrojony?- spytał niespokojnie Brzuchaty.

-Będzie. Ale jego pistolet nie wystrzeli. Możesz być tego pewny, już moja w tym głowa – odparł zajączek, który wiedział, co mówi, gdyż po to niby przyglądał się uważnie pistoletowi Ildefonsa, żeby wyjąć naboje.

Kiedy więc lis Ildefons zatrzymał karetę i przykładając niedźwiedziowi Brzuchatemu pistolet do brzucha, warknął: „Pieniądze, albo życie!”, niedźwiedź Brzuchaty w odpowiedzi palnął lisa w ucho, aż mu w pustej łepetynie zadzwoniło. Rozzłoszczony lis pociągnął za spust, ale pistolet nie wypalił. I wtedy dopiero się zaczęło! Niedźwiedź obił go na kwaśne jabłko i tak długo wybijał mu, bynajmniej nie z głowy, wszelką myśl o złocie lub choćby o piśnięciu o nim komukolwiek, aż w lesie grzmiało, a zmaltretowany Ildefons padł nieprzytomny na ziemię.

-Dobra robota – rzekł zajączek Mądrala wychodząc zza drzewa, kiedy już było po wszystkim. – Może pan jechać dalej.

-Jakże ci się odwdzięczę? -spytał wzruszony bankier.

-Eee tam – bąknął zajączek.- Spełniłem tylko swój obywatelski obowiązek. Ktoś mądry powiedział przecież: „Nie myśl o tym, ile ojczyzna może ci dać, pomyśl ile ty możesz dać ojczyźnie”. Zapomnę teraz o wszystkim, wrócę sobie po prostu do swej zagrzybionej norki i…

-Przyjacielu!- niedźwiedź Brzuchaty przycisnął Mądralę do serca. -Za to, coś dla mnie i kraju uczynił, pałac ci każę wybudować wspanialszy jeszcze niż pałac króla Strachajłły! A królowi swoją drogą wspomnę dobre słowo o tobie. Tylko co zrobimy z nim?- pokazał wciąż nieprzytomnego lisa Ildefonsa.

-Nic-odparł zajączek. -On już dostał za swoje. A ja też nie chcę, byś pan wspominał o moim udziale w tej sprawie komukolwiek, nawet królowi. Bez mojej pomocy też byś sobie z tym łotrem poradził. Z twoją siłą i rozumem…

Niedźwiedź Brzuchaty był bardzo wzruszony skromnością i wielkodusznością zajączka Mądrali, tak więc w tydzień później w miejscu starej norki zajączka stanął dom prawie tak wspaniały jak pałac królewski. Teraz już wszyscy bez wyjątku kłaniali się Mądrali na ulicy, a on, mimo iż bywał często na prywatnych audiencjach w królewskich apartamentach, wciąż był na tyle skromny, że też łaskawie odkłaniał się niektórym wybrańcom. Lud umiał to docenić i Mądrala stał się niezwykle popularny, a starsi mieszkańcy lasu dawali go swym dzieciom za wzór do naśladowania. Najszczęśliwszy był jednak ojciec pięknej Kicajki, który powtarzał przy każdej okazji:

– Ja pierwszy się na nim poznałem, kiedy jeszcze był nikim! Pamiętacie, zawsze mówiłem, że z tego szaraka będą jeszcze ludzie! I proszę, nie miałem racji?

I ojciec Kicajki zaczął co wieczór zapraszać do swego domu zajączka Mądralę, sadzając go przy stole obok swej córki, pięknej Kicajki. Wnet ustalono datę ślubu, a zajączek Mądrala kupił narzeczonej ogromny zaręczynowy pierścień z brylantem.

***

Minął miesiąc. Zajączek Mądrala znów wybrał się w odwiedziny do lisa Ildefonsa, który przywitał go z obandażowaną głową.

-Ty niezguło!- krzyknął od progu zajączek.- Każdą robotę spartaczysz!

-Pistolet nie wypalił!- poskarżył się lis Ildefons.- Nie gniewaj się, następnym razem na pewno nie nawalę.

-Mam nadzieję, bo właśnie jest nowa robota – powiedział Mądrala.-Chodzi o królewską koronę!

Ildefons rozdziawił pysk w zdumieniu. Korona będąca od wieków w posiadaniu rodu Strachajłłów była najcenniejszym klejnotem na świecie. Władcy wszystkich sąsiednich lasów i borów marzyli o tym klejnocie dniami i nocami. Daliby za nią każdą cenę.

-Dziś w nocy zakradniesz się do pałacu- mówił dalej zajączek- i ukradniesz królowi Strachajlle koronę z głowy, kiedy jak zwykle będzie w niej spał. Nie bój się, wiem z pewnego źródła, że sypia bardzo twardo i nic nie jest go w stanie obudzić. A straże są przekupione. Potem znajdziemy sposób, by przemycić koronę za granicę, podzielić się zyskiem z jej sprzedaży i do końca życia żyć jak królowie. No co, zgadzasz się?

-Zgadzam- odparł lis Ildefons i zajął się przygotowaniami do włamania, zaś zajączek Mądrala w te pędy pobiegł do pałacu króla zwierząt, lwa Strachajłły. Lew Strachajłło wywodził się z bocznej linii bardzo starożytnego rodu, który panował zwierzętom od niepamiętnych czasów i słynął z tego, że podczas bitwy wróg nigdy nie widział twarzy żadnego ze Strachajłłów, ponieważ wszyscy biegali bardzo prędko.

Stanąwszy zatem przed ostatnim z rodu, zajączek Mądrala zawołał:

-Królu mój i panie! Ratuj swe cenne życie, bo właśnie podsłuchałem jak lis Ildefons z bandą swoich kuzynów planuje na dzisiejszą noc przewrót pałacowy! Zbrodniarze chcą zdobyć pałac, a ciebie, najjaśniejszy panie, zamordować, by Ildefons mógł objąć tron! A wszystko przez koronę, której pożąda ponad wszystko, tak że dla jej zdobycia gotów jest nawet posunąć się do najgorszej zbrodni.

-Straż, do mnie!- krzyknął przerażony lew Strachajłło. -Przynieście mi natychmiast mój kufer podróżny!

A kiedy mu go przynieśli, lew Strachajłło zapakował do niego co najcenniejsze stroje, książeczki czekowe oraz najpiękniejsze klejnoty z wyjątkiem korony, którą powierzył zajączkowi. Potem przebrał się błyskawicznie w kobiece szaty i tak rzekł do swych sług i żołnierzy:

-Od tej chwili waszym królem jest zajączek Mądrala, ponieważ ja wyjeżdżam właśnie w nieustającą podróż dookoła świata. Nie będę panował w kraju, gdzie panują prawa dżungli!

To rzekłszy popędził szybko, aby zdążyć jeszcze na karetę pocztową odjeżdżającą do ciepłych i bezpiecznych krajów, gdzie w tamtejszych bankach miał ulokowane sporo zaoszczędzonych państwowych pieniędzy.

I w ten sposób zajączek Mądrala został królem zwierząt, ożenił się z piękną Kicajką i żyli długo i szczęśliwie i mieli bardzo dużo dzieci, synów i córek królewskich, które zdrobniale nazywano królikami. W pierwszym swoim dekrecie król Mądrala ujawnił oszustwo swego poprzednika i odkrył przed poddanymi tajemnicę złotej gęsi, zapowiedział też, że odtąd złote jaja będą dzielone między lud, ale nie po równo, lecz sprawiedliwie – podług użyteczności społecznej. Dekret ów mało nie spowodował buntu poddanych, którym nie przeszkadzał równy podział biedy i uważali go za sprawiedliwy, natomiast sprawiedliwy podział bogactwa uznali za pogwałcenie zasady równości.

Jednak dzięki zdecydowanemu poparciu udzielonemu królowi Mądrali przez mrówki i pszczoły, bunt został uśmierzony w zarodku i nic odtąd nie zakłócało leśnego spokoju.

Zapomniał jedynie zajączek Mądrala wspomnieć ludowi, że złota gęś dalej wykonywała 200 % normy, to znaczy znosiła dwa, a nie jedno jajo dziennie, przez co połowa dochodów zostawała w prywatnym skarbcu królewskim. Ale ostatecznie nie na darmo był mądralą. A poza tym tak było sprawiedliwie, bo czy nie jemu lud zawdzięczał polepszenie doli?

A co z lisem Ildefonsem, spytacie? Nie spytacie? To i tak Wam powiem.

Kiedy lis Ildefons zakradł się nocą do sypialni królewskiej, to oczywiście nie zastał tam już lwa Strachajłły, tylko zajączka Mądralę, który kazał go aresztować, a później skazał na wygnanie do innego lasu. I poznał lis Ildefons, że zajączek cały czas robił go na szaro, aż zrobił. I tak się lis zawstydził, że aż poszarzał ze wstydu. Od tej pory takie lisy myśliwi nazywają srebrnymi lisami i zawzięcie na nie polują, bo za ich futro dostają dużo pieniędzy,

I tak lis Ildefons i jego potomkowie – inne chytrusy, całe życie spędzają na strachu i ucieczce i tak jest sprawiedliwie, bo tylko praworządność w życiu popłaca, jak to udowodnił zajączek Mądrala.

Postępowanie zajączka może się komuś wydać moralnie wątpliwe. I takie by było, gdyby Mądrala był zwykłym zwierzakiem, ale przecież wyszedł na ludzi, czyż nie?

KONIEC

Komentowanie wyłączone